Od momentu kiedy minister edukacji narodowej poinformował, że dzieci wrócą do szkół 1 września – sieć „zapłonęła”. Nigdy temat powakacyjnego powrotu do nauki stacjonarnej nie budził takich emocji i kontrowersji. Nie wszyscy rodzice są zadowoleni, co więcej niektórzy są przerażeni perspektywą wysłania swoich pociech do placówek oświaty w dobie koronawirusa…
Ready or not
Gotowi czy nie… decyzja zapadła i trzeba się z nią oswoić. W takiej rzeczywistości przyjdzie nam żyć w najbliższym i prawdopodobnie dalszym czasie, a izolacja przecież nie może trwać wiecznie.
Niektóre osoby, z radością przyklaskują tej decyzji, deklarując, że chętnie puszczą swoich podopiecznych do szkół, inni mają mieszane uczucia, po części powodowane informacjami jakie płyną z mediów, a jeszcze inni stanowczo mówią nie – obawiając się o zdrowie swoje i swoich bliskich.
Sytuacja jest na tyle skomplikowana, że do nauczania stacjonarnego powrócą również dzieci obciążone innymi chorobami lub dzieci, których opiekunowie są w grupie podwyższonego ryzyka. Tutaj obawy są w pełni zrozumiałe i miejmy nadzieję, że w ich przypadku rozważony i wprowadzony zostanie inny model nauczania. W końcu mamy jeszcze trochę czasu, a sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jednak wszyscy pozostali powoli muszą mentalnie przygotowywać się do wypuszczenia dzieci z bezpiecznych, domowych pieleszy.
Pandemia strachu
Jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że sytuacja covidowa jest stworzona sztucznie, czy też jest nieprawdziwa. Owszem wszystko to się wydarza. Jednakże w takich realiach obecnie funkcjonujemy i musimy nauczyć się poruszać w nich, w miarę możliwości, normalnie.
Nie spędzajmy czasu kryzysu, podłączeni non stop do wiadomości. Nakręcanie spirali strachu ma swój początek właśnie tam. Owszem, w tych dniach ważne jest, aby wiedzieć co się dzieje i jakie zmiany są wprowadzane. Ale wystarczy sprawdzić to raz dzienne, a nie co chwilę, przy okazji analizując sytuację epidemiologiczną wszystkich krajów.
Uważajmy – potrzeba ciągłego śledzenia tego, co się wydarzyło i wydarza w świecie zewnętrznym działała jak narkotyk, powodując uzależnienie od informacji. A nadmiar przekazów i „wałkowanie” w kółko tych samych obaw i lęków – doprowadza do uczucia strachu, frustracji, przygnębienia, a nawet depresji.
Kolejnym, niebezpiecznym dla psychiki działaniem są dyskusje w gronie osób nastawionych negatywnie. Fora internetowe, telefon do wystraszonych przyjaciół, rozmowa z bardzo zaniepokojonymi rodzicami ze szkoły. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy ta dyskusja jest w stanie realnie wpłynąć na rzeczywistość szkolną? Jeżeli tak – ma sens, jeżeli nie to pamiętajmy, że na pewno wpłynie na nasze nastawienie, pogarszając je.
Zarządzajmy sobą mądrze – swoją energią, myślami, emocjami, nastrojami – w końcu przekazujemy je najbliższym.
Przekazywanie emocji
Pamiętajmy, że lęk występujący u nas z czasem rozprzestrzeni się i pojawi także u osób z naszego otoczenia, np. u dzieci. Dzieci, które już za chwilę będą musiały przebywać w szkołach, na lekcjach, z rówieśnikami. Pomyślmy z jakim bagażem emocjonalnym pójdą na zajęcia. Czy naprawdę chcemy im go zafundować? Czy naszym celem jest nauczyć ich bać się kolegów z klasy (potencjalnych nosicieli), uruchomić fobie, utrudnić naukę? Przecież chcemy dla nich wszystkiego co najlepsze. A jeżeli sytuacji nie możemy zmienić musimy ją uczynić jak najbardziej komfortową dla najmłodszych. Oczywiście istotne jest informowanie dzieci jak mają się chronić i zapobiegać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Jakie są zasady postępowania w szkole i poza nią. Róbmy to jednak rzeczowo i spokojnie, bez wplatania w komunikat naszych emocji.
Starajmy się dostrzegać szklankę do połowy pełną, czyli wszystkie pozytywne aspekty nawet trudnych sytuacji. Szkoła od września = kontakt z rówieśnikami, mniej napięta atmosfera w domu, możliwość powrotu do pracy, itd. Myślmy szerzej, nie skupiając się tylko i wyłącznie na subiektywnym odczuwaniu lęku. Przesadny stres i strach to źli doradcy. Pod ich wpływem przestajemy działać i myśleć racjonalnie. Ulegając podszeptom negatywnych myśli nie stworzymy nic pozytywnego – za to będziemy mogli liczyć na spowolnienie naszych reakcji i działań, uwolnienie agresji i osłabienie naszych organizmów.
Warto? Raczej nie.
Spokój zaczyna się w domu
Dzieci będą na tyle spokojne, na ile stworzymy im ten spokój i bezpieczeństwo. Przez nasze opanowanie, przez rozmowy, przez dostarczanie adekwatnej do wieku wiedzy.
Kilka ostatnich tygodni spędziłem na polskim wybrzeżu i wielokrotnie słyszałem od młodych ludzi, czasem kilkuletnich, słowa, które w stu procentach były wyłącznie cytatami własnych rodziców. Bo skąd siedmiolatek wyrażałby się o swoich nauczycielach i szkole: „ja tam nie idę, chcą umierać, to niech sobie sami do szkoły chodzą”, czy dziesięciolatek „dyrektor będzie idiotą, jeżeli pozwoli ruszyć po wakacjach”. W jaki sposób, wypowiadając przy dzieciach takie słowa, chcemy zadbać o ich chęć rozwoju i nauki? Zamiast „wyrzucać” w domu własne uniesienia emocjonalne, spowodowane obecną sytuacją, zadbajmy o spokój i wiedzę, która powinna dotrzeć do dzieci czy nastolatków. Z tymi starszymi rozmawiajmy, jak z „dorosłymi” partnerami. Oni bardzo dużo rozumieją i potrzebują wyjaśnień, a brak wiedzy od nas uzupełnią ze źródeł przypadkowych. Co może skutkować złymi zachowaniami, nieadekwatnymi emocjami i niepożądaną paniką lub ignorancją całego tematu, która z kolei może doprowadzić do niebezpiecznych konsekwencji. Młodszym dzieciom wyjaśnijmy, jak się przygotować, przybliżmy im wytyczne szkół i zasady bezpiecznego zachowania, które choć często niezrozumiałe społecznie, lub nawet wykluczające się z tymi obowiązującymi poza szkołą, nie są widzimisię dyrektora. Budujmy więc spokój rozmawiając o nich zamiast piętnować je z oburzeniem obrażając przy okazji kadrę szkoły przy dzieciach. Rzeczywistość jest tak dynamiczna i niepewna, że duża część naszych „walk” i „negacji” nie ma sensu, bo często straszymy dzieci sytuacjami, które nie będą miały miejsca. Musimy zrozumieć,, że nasi podopieczni będą ten strach i niechęć do szkoły nieśli w sobie bardzo długo. Z pozoru niewinne komentowanie rzeczywistości, lekko „podkręcone” emocjami, może całkowicie zniechęcić ich do nauki w nowym roku szkolnym. A raczej nie tego potrzebujemy w obecnych, trudnych czasach. Zamiast tego przekierujmy nasze myślenie na wszystko, co pozytywne – możliwość spotkań z kolegami, wspólne zabawy, poznawanie nowych rzeczy, radość odkrywania, czy lepszy, bardziej uważny czas w gronie rodziny. Pokażmy, że dzięki obecności dzieci w szkole, my rodzice będziemy mogli skupić się na pracy i obowiązkach, by później być w pełni z nimi. I przede wszystkim pamiętajmy, że świat, nawet w czasach kryzysu, będzie taki jak nasze nastawienie. Lepiej być uśmiechniętym, doceniać i szukać nowych, dobrych sposobów życia niż zafundować sobie i dzieciom codzienność pełną stresu, niepewności i lęku. Ja wolę się uśmiechać i działać. Tego też życzę wszystkim rodzinom w nowym roku szkolnym – mówi Michał Zawadka – trener, mówca, autor książek z zakresu rozwoju osobistego i społecznego dzieci oraz młodzieży.
Na zakończenie
Drodzy rodzice, przygotowując swoje dzieci w tym roku do szkoły pamiętajcie, że:
- powinniście popracować nad własnym pozytywnym myśleniem,
- tego czego nie możecie zmienić zaakceptujcie,
- spokój Waszych dzieci zaczyna się w domu,
- nie cedujcie na nich swoich negatywnych emocji,
- informujcie je spokojnie jak mają dbać o swoje bezpieczeństwo.
Pamiętajcie również, że obecna sytuacja jest nieprzewidywalna i w każdej chwili może się zmienić…
A w takim układzie dzisiejsze nerwy nie mają sensu.
Tekst powstał we współpracy z Michałem Zawadką – mówcą, trenerem i autorem książek z zakresu rozwoju osobistego i społecznego dzieci oraz młodzieży m.in. „Chcę być kimś” i „Uśmiechologia. Pozytywna strona myślenia”.